czwartek, 13 października 2011

EPIDEMIA





obserwuje niezmiennie szaleństwo dusz; lament matek wypełnia noce, śmiech morderców miesza się z radosną agonią samobójców. znajdziesz mnie w każdej kropli krwi, jaka zbroczyła ziemię, w każdej łzie, jaka wypłynęła ze smutnych oczu.
ukrywam się pod tysiącem symboli, wiernie towarzysząc, nigdy nie płacząc, zawsze tylko w ciszy trwając, niczym parodia anioła stróża.

witam każdy dzień z niesmakiem i zachwytem;
wyjątkowość poranków, gdy ciemność ze wstrętem chowa się we wszelkie zakamarki, uciekając przed słońcem, wybielającym kolory nocy, tkwi w ich niezmienności, ciszy, powoli budzącym się ze strachu przed nieznanym świecie.
w nocy rządzi strach, w dzień; kłamstwo.
przeszłość powróciła, upiorna i piękna, przysiadając na mych dłoniach, ustach, czule obejmując szyję, miękko kładąc się na brzuchu i obojczykach. me usta znów zamarły w szyderczym uśmiechu, do oczu wróciła ironia i okrucieństwo.
wokół mnie na nowo zapłonął ogień, na nowo hula wiatr;
powróciłam, w całej swe okazałości, autodestrukcyjnym tańcu, obłąkana, bezczelna i okrutna.
rozrywam swoje ciało, delikatnie odsłaniając kość otuloną ciałem. wycinam symbole i ozdabiam skórę ornamentami płonącej czerwieni.
mam ochotę wyć, wrzeszczeć i rzucać się po ścianach, tłuc pięściami podłogę i powietrze.

zamiast tego, stoję niewzruszona, otumaniona bólem i alkoholem, bez słowa skargi.
jestem przesiąknięta goryczą, jaką nadaje mi moja przeszłość; jestem znudzona rzeczywistością, powtarzalnością i rutyną.
mierzi mnie to, dlatego z dziką radością zaprzeczam i burzę normy, zatruwając sterylny świat szaleństwem, niczym i nikim nieograniczonym.
tylko moje oczy mnie zdradzają; od lat płoną wypełnione żrącym kwasem, zmrużone, ukrywające całą prawdę o mnie.
nigdy się nie zdradzę.
opanowałam sztukę udawania do perfekcji; moja porcelanowa skóra wydaje się być nieskalana dotykiem,
włosy i ubrania, przesiąknięte aromatem wina, papierosów i perfum uwodzą twoje oczy.
stałam się piękna; doskonale dopracowana w każdym szczególe, stałam się tworem samej siebie, stworzona na podobieństwo bóstwa.
jestem laleczką o wystudiowanych ruchach, niczym Audrey; dla Ciebie apoteoza kobiecości i erotyzmu.
jestem pierdoloną Grace Kelly, mistrzynią opanowania.
wolę mamić, kłamać, oszukiwać, śmiać się fałszywie w twarz;
wolę tysiąckroć o sobie skłamać, niż przyznać ci, kim naprawdę jestem.
a uwierz, kochanie, nie chcesz znać prawdy, nie chcesz znać prawdy o mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz