sobota, 22 października 2011

il-lus-ion





włóczę się pustymi ulicami co noc; nie poszukuję ofiar. śledzę trop, znajdując zapach na latarniach i na kobiecych szyjach, śledząc z ukrycia ich oszołomiony wzrok i dygoczące po niedawnym uniesieniu uda. widzę na nich twoje ślady, czuję na nich najsilniejszy trop. ich usta układają się w obłąkany uśmiech, niezdolne opowiedzieć o ogniu, który rozgrzewa ich łono. mają przymknięte oczy, głos niemalże wyciszony. mijam je obojętnie; ich śmierć nastąpi za ledwie kilka godzin, gdy ciało przypomni sobie o wycieńczeniu, zapomni o rozkoszach, gdy przerażenie zamrozi serca. upadną, z okrzykiem zdziwienia, przerażenia, nie wiedzące, co i kto je zabił.


wtedy pojawia się Tanatos, pocałunkiem żegnając ulatujące z nich dusze.


jaśniejąc bielą skóry, bezczelnie obrażam mrok nocy. puszczam oko do księżyca, konkurując, kto bardziej lśni nieskalanym blaskiem na niebie. włóczę się ulicami, zalanymi szronem boleśnie wpijającym sie w płuca i jadowicie pomarańczową poświatą lamp, wystukując puls miasta obcasami na bruku, nucąc pod nosem pieśń o mordzie;


raz dwa trzy, przede mną nie skryjesz się


nie przelewa sie we mnie gniew czy nienawiść; tak silne uczucia już dawno opuściły moje serce, pozostawiając je zniszczone, spalone, zawieszone na aortach ciała. moja dusza ukryła się w oczach, wypełniając je jadem, żrącą substancją, o słodkim aromacie deszczu i lawendy. jestem zaciekawiona i skuszona, skradająca się pod osłoną nocy. wciąż mijam te widma o kształtach klepsydr, cicho bełkoczące, niczym zombie, naćpane toksycznym światłem latarni.


przysiaduję na murach, na konarach, na szczytach kościołów, obserwując bezpośrednio twoje polowanie; podziwiam kształt ciała, podziwiam płynność ruchu i siłę. zdarza się, że nasz wzrok się spotyka; wtedy oboje błyskawicznie ukrywamy się w najciemniejszych uliczkach. towarzyszy nam cisza, przerywana moim śpiewem;


raz dwa trzy, przede mną nie skryjesz się




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz