środa, 14 grudnia 2011

i am 'ur light


obserwuję świat z dachów; i choć może wyglądam na samobójcę, daleka jestem od skoku, by złamać kark, by czaszka rozprysła się na milion części, by mózg wylał się wraz ze snami i koszmarami na brudny chodnik.
obserwuję każdego z osobna i wszystkich razem;
wlewam się do oczu każdego, wchodzę w usta i przepływam wraz z krwią przez serce;
jestem świadkiem codziennej tragedii i codziennej euforii;
ból jest nieludzki; ogarnia mnie, pokrywa moje ciało dreszczem i zaciska dłonie w pięści, aż bieleją palce, aż krew cicho, powoli przecieka między palcami.
nie płyną mi łzy; budzi się we mnie wściekłość, która zagłusza ból, która zagłusza huk codzienności jaka na mnie spada ilekroć otworzę oczy;
wypełnia mnie dziki wrzask, płonie we mnie gorętszy aniżeli słońce blask furii.
to wszystko trwa ułamki sekund, mego stanu nie zarejestruje ludzkie oko;
gasnę równie szybko, na nowo mrużę oczy i układam usta w uśmiech;
czas jest naszą przestrzenią; jest bezwolny, giętki-łatwo dopasowuje się do naszych wyborów.
ale on się nigdy nie zatrzyma, nie stanie w miejscu zaszokowany; jest bezpłciowym, bezrozumnym tworem, który bezlitośnie obnaża nas i rozlicza z błędów.
. gdy odejdziesz, nic się nie zmieni. świat nie stanie w miejscu. ziemia przyjmie cię tak samo czule jak miliony innych, i rozłoży twoje ciało na pokarm dla swych żyjących dzieci. nauczyłam się własnej samotności, ukochałam ją; i choć jestem na dnie, i choć opluta, zgwałcona i zbrukana, wciąż ja jestem najwspanialszym, czego możesz doświadczyć. jesteś bowiem zgorzkniały, głuchy na szept i ślepy na piękno;a ja już nie jestem smutną istotą z cukru i lawendy, stworzoną z deszczowych chmur i koronkowego światła;od zarania dziejów aż po kres dni; będę trwać, niezłomna i niewzruszona. nie ośmieli się mnie pocałować płomień, nie utuli mnie ziemia, woda mnie nie porwie i powietrze nigdy nie opuści mych ust. moje serce kryje w sobie mrok i pustkę minionych stuleci, echo złotych lat i początku świata. stałam się potworem, którego cieszy mrok.
większość moich wspomnień rozmyły łzy i krew, zalewając je i utrwalając w oczach.
człowieczeństwo jest mi przeszkodą, niechcianą przybłędą, której nie sposób się pozbyć;
blokuje mi nadgarstek, gdy chcę wlać do czyichś ust truciznę, zmusza by wypuścić z dłoni śmiercionośne ostrza, każe schować kły, gdy marzę o zatopieniu ich w ciepłych, tętniących życiem aortach.
lecz mrok pochłania światło i twoje bezpieczeństwo w moim pobliżu jest tymczasowe, ulotne, kruche i nigdy pewne;
możesz uciekać, i tak będę krok przed tobą
możesz się chować, ziemskie mury nie są mi przeszkodą,
możesz się modlić, lecz do kogo?
wyrwałam twemu bogu serce, pożarłam i zatrułam sny jadem
czy jesteś na tyle silny, by stanąć naprzeciwko mnie?

UPDATE:

byłeś mi światłością i objawieniem; byłeś ciszą i dźwiękiem, ciepłem i zimnem, byłeś całym wszechświatem;
byłeś nic nie znaczącym kosmicznym fragmentem, omylnie ujrzanym, omylnie uznanym za istotny;
moje życie stało się odrębne, dla ciebie jako sen się jawi, jako światłość;
nigdy nie wyzwiesz mnie na pojedynek;nie jesteś bowiem w stanie
pragniesz mego zniszczenia, mego upadku, potulnego złożenia mego ciała i duszy na dnie
lecz, dziecię gwiazd,
nie zdołasz przygnieść mego karku ku ziemi
nie zdołasz zetrzeć uśmiechu z mych ust
nie zdołasz sprowokować płaczu;
albowiem zabiłeś we mnie wszystko co zdolne było kochać, miłować, akceptować;
zniszczyłeś całą galaktykę, nie pozostawiając najdrobniejszego pyłu, najdrobniejszego śladu światłości;
pozostała pustka, pamięć i gwiazdozbiory powolnie wracające na swe pierwotne orbity;
lecz nauczyłam się mroku który towarzyszy od zawsze memu sercu;
ukochałam śmierć i ukochałam ból
ukochałam siebie, potwora
ukochałam siebie, cud
ukochałam siebie















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz