czwartek, 11 sierpnia 2011

letter to undead






jak myślisz, co masz do powiedzenia? prawdopodobnie wiele. prawdopodobnie, masz do powiedzenia od cholery, ale większość to nic nie warte utarte frazesy, które już dawno w twoich ustach wypłukały się ze znaczenia. nie wzbudzasz we mnie żadnych konkretnych uczuć. może jedynie odrobinę znudzenia. naiwnie wierzysz, że jestem zdolna do uczuć-błąd. nigdy nie byłam. kierują mną kaprysy, a ty byłeś jednym z nich. zwykłym kaprysem posiadania.
paradoksalnie, role się odwróciły, i zacząłeś mnie niszczyć. płonęłam, złamana, z karkiem boleśnie przygiętym do ziemi; bylebym nie wspominała wolności lotu, bylebym nie widziała bezkresu nieboskłonu. o ironio. i choć równie dobrze mogłeś przybić mnie do ziemi, nie zapomniałeś, aby wszystko nazwać pięknymi słowami, i czarować cudowne wizje przyszłości. zapomniałeś jednak, co usiłowałeś posiąść na wyłączność.
pamięć o przeszłości jest błogosławieństwem i przekleństwem. pamięć ma w nawyku wypaczać wspomnienia-dni dobre pamiętamy jako wspaniałe, złe jako najgorsze. pamięć o sile ulatuje, utrwala się za to wspomnienie słabości. to na swój sposób dosyć zabawne.
pamiętam wszystko. pamiętam każdy dzień. nie żałuję niczego w swoim życiu, choć wolałabym cofnąć się o kilka lat. uniknęłabym burdelu, w jaki popisowo się wpakowałam.
nie umiem trwać w miejscu. nie mam już uczuć. pojawiły się znikąd prawie cztery lata temu; i magicznie odeszły, dzięki bogu, bogom, komukolwiek. znudziło mi się zawsze zwracać uwagę na drugą osobę, czy nie skrzywdzę tego kruchego, okrutnego kwiatu swoim postępowaniem.
musiałam wyzbyć się siebie, aby ktoś zdołał mnie posiąść. pozwoliłam się zniewolić.
wydałam nieme przyzwolenie aby mnie zabijano, rozrywano po kawałku, pozbawiając mnie własności do siebie. przypisano do mnie prawa, absurdalne w swym założeniu, i uznano to za fakt oczywisty.
pozwoliłam zniszczyć własne skrzydła. rozerwać, oderwać, podciąć, bylebym nie była w stanie unieść się wyżej niż brudna ziemia.
na szczęście powróciły-choć już nie białe, czyste, i niewinne. są czarne, wielkie, ciężkie, niosąc wraz ze mną cień przeszłości i zimno.
bowiem kochanie, jam jest geleur luna necrosis. niosę zimno księżyca i jego martwicę.
jestem mordercą, samej siebie, swej miłości, swej ludzkości, swej natury.
popełniłam najgorsze zbrodnie, a mimo to, jestem z nich dumna.
zbawienie siebie jest okupione krwią innych. tak było zawsze, nigdy nie ma nic za darmo-by zostać uratowaną, posłałam na śmierć.
dziękuję jednej jedynie osobie, która mimo wszystko trwała, dbała, troszczyła się, i pozwoliła w spokoju przeżywać agonię i zmartwychwstanie. ona jedna była świadkiem mego upadku, i jako jedyna, świadkiem mego powstania.
dziękuję.
nauczyłam się siebie; nie ma nic złego w tym, jakimi się stajemy. najgorszym, co można sobie zrobić, to uciekać przed sobą. kocham siebie. kocham swoje ciało oblane krwią i łzami, kocham moje blizny, kocham swój ból.
nigdy nie będę już uciekać, to i tak trwało zbyt wiele lat....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz