czwartek, 25 sierpnia 2011

tonight gonna be a good night, my dear



rzeź stała się zjawiskiem komercyjnym, podniesionym do rangi rozrywki. ludzie wyjęli swe oczy wraz ze szpilami, które boleśnie wbijały się w sam środek źrenic. odcięliśmy się precyzyjnymi cięciami sterylnych skalpeli od brudu przeszłości; jej brutalności i prymitywności. wytłumaczono wszystko pięknymi słowami, dorobiono ideologię, połykaną posłusznie bez grymasu, uznając ją prawdę objawioną.
tak właśnie wygląda współczesna cywilizacja, społeczeństwo. jest wielkim, bezkształtnym pulsującym tworem, którego pozbawiona wyrazu twarz ma wiecznie otwarte usta, gotowe pochłonąć wszystko, co zostanie napisane. oczy już dawno zarosły, nigdy nie używane. to gigantyczny potwór, połykający sens, znaczenie, symbolikę, piękno i brzydotę, trwający niezmiennie aż po kres ludzkości.
ludzkość.... piękne zjawisko bezkresnej nadziei, bezkresnego smutku, wiecznego paradoksu.
każda ludzka jednostka pragnie poczucia wspólnoty, chcąc odrębności jednocześnie.
zanurzam palce w ciepłej krwawej masie snu; o czwartej znów wychodzę, z uśmiechem, szukać ofiar, prowadząc lunatyków i całując zimne, nieruchome powietrze. delektuję się swym zepsuciem, mym ciałem które jest martwe niczym trup w kostnicy, mą manierą mordu, altruizmem i okrucieństwem. wisielców zaplatam we włosach, oddając się szaleńcom.
wróciłam, by na nowo rozszarpywać wasze sny, zmieniając je w koszmary. by na nowo unosić się przy waszych oknach, obserwując wasze żyły, w które pragnę zatopić kły i smakować ciepłą krew. by na nowo pić hektolitry alkoholu, ukrywać się za dymem i z szyderczym uśmiechem grać w ulubioną grę. powiedz mi, jak to jest się bać?
bowiem księżyca blask już mnie uleczył, powróciłam z pustyni, przypomniałam sobie srebrny smutek, szaleństwo, jakie towarzyszy mi we śnie; powróciłam na łono samej siebie. nie zaprzeczam już sobie. powróciłam, dumna i zwycięska, upadła i powstała. smakuje wieczory wraz z księżycem, uśmiechając się do gwiazd, tak słabo tlących się w naszym blasku. umrzemy w tysiącach świateł, pochłonięte przezeń, zamordowane z największą czułością. jestem oszalała, zbrukana, ale jestem. trwam po wieki wieków, niezwyciężona, nieśmiertelna i niezbywalna.
wygrałam najważniejszą bitwę; o siebie.
nigdy nie zniknę. nigdy nie upadnę. tańczę pijana waszymi obelgami, kąsana waszymi drobnymi ząbkami.
rozerwę was na strzępy, gdy znudzi mnie taniec, gdy znudzi mnie noc, wyruszę za dnia, by zatopić w was pazury, kłami rozerwać słodkie gardła, wyrwać serca.
jam jest epidemią martwicy, gwiazdą błędną, patronką morderców i kochanką obłąkanych.
nikt mnie nie powstrzyma.

1 komentarz: