wtorek, 31 stycznia 2012

butterflies&hurricane



fakt pozostanie faktem; ciało zaczyna gnić gdy tylko serce przestanie bić. pytanie; czy serce gnije, gdy ciało wciąż czuje?
tak.
moje serce zgniło miliardy lat temu;
zaczęło niszczeć, gdy zostało po raz pierwszy zniszczone.
najpierw zrodziło to bunt; płynął wraz z krwią, pulsując i tocząc truciznę i lekarstwo jednocześnie. nie prowadził nigdzie;wciąż wyznaczał nowe granice, wciąż blokował niechęć do ich przekroczenia.
byłam skrzydłami rewolucji samej siebie, wciąż na nowo i nowo szokując; niszczyłam ciszę wrzaskiem, wrzask pokonując ciszą.
byłam sprzecznością, jakiej nikt nigdy nie zaznał;
byłam trupem, nigdy nie będąc żywszą, byłam żywą, będąc trupem.
to był okres, gdy stworzyłam siebie;
poprzez krew i ból, nadludzką rozpacz, wyzbycie się ludzkich uczuć,
stworzyłam byt, który był mną, mną nie będąc.
ktokolwiek pojmie moją rozpacz, będzie zgubiony i w moich oczach zbawiony.
dwukrotnie doznałam uświęcenia;
moja świętość była mym zgonem, grobem kilkanaście metrów zakopanym w ziemi.
obserwowałam cię z błękitnego, spokojnego nieba;
nigdy nie wierzyłeś, że jestem istotą zdolną do czegokolwiek, nie tak jak mój archanioł,
który wyniósł mnie ponad niebiosa, ponad bogów wszelkich wiar.
dla niego byłam cudem, boginią wszystkich, aniołem jego wiary i zmysłów.
lecz archanioł zmarł; z wbitą igłą w błękitne żyły, mymi ustami na swych ustach,
otulił się skrzydłami i uciekł do nieba, zostając w mym sercu po wieki.

**************************


oto poranek mych zmysłów; kaskada fioletu i purpury, różu i ogłuszającej bieli;
wtedy budzi się moje serce, zaczyna bić zwabione krwią
ty kazałeś mi wyrzec się mnie, abyś mógł w moją krew wlać swoją, by w moje łzy wlać swoje. i gdy niemalże w swe ciało przyjęłam płód twego umysłu, kazałeś mi spierdalać. wyrzekłeś się mnie, wyrzekłeś się mojej duszy i kazałeś mi potępić siebie, wytykając mi swe wady jako moje. w moją nadzieję wbiłeś szpile swojej beznadziejności, twierdząc że nie pragniesz mnie; i nie pozwoliłeś odejść, sprytnie podcinając me skrzydła.
zapomniałeś, że jestem istotą, której cierpienia nie zniósł nawet bóg;
otworzyłam ślepe oczy, wyrzygałam duszę, wyrwałam serce i upiłam umysł;
lecz wróciłam, potężniejsza niż kiedykolwiek, żywsza niż wszelkie stworzenie boże, martwa niczym bóg;
stałam się potworem, piękna niczym sen, straszniejsza niż koszmar jaki śni twa dusza.

**************************

moje dni, niegdyś wypełnione deszczem, zapachem lawendy i wanilii, wypełniła krew, która ustąpiła nocy i blasku nocy;mieszanina toksycznych świateł, srebra i złota, milczenia i ogłuszającego huku; moja własna dusza uciekła z mego ciała milion lat temu, zostawiając mnie skąpaną w mroku i krwi, samotną i rozgniewaną;
spaliłam samą siebie, zamordowałam ze szczególnym okrucieństwem.

**************************

ustanowiłam nowe priorytety, nowe reguły i nowe zasady
i po raz kolejny, we wrzasku i muzyce mego serca,
odradza się ma dusza
tym razem, bez granic, bez blokad
może i mój czas ucieka
ale czy naprawdę, to ma znaczenie?
bo ja myślę, że wygrałam, że wygrałam siebie
tylko czasami, najczęściej nocami, to boli;
tylko czasami wbija w serce białe ostrze, wypluwając z moich ust nadludzki wrzask;
tak naprawdę, nigdy nie ucichłam, tylko straciłam głos, straciłam słuchacza
dlatego umrę, spokojna i uśmiechnięta
bo jeśli nikt za mną nie będzie płakać, mogę powiedzieć śmiało bogu;
zabroniony grzech śmiertelny okazał się gówno wart, mój miły


sobota, 14 stycznia 2012

SLOW DRUG IN THE MORNING



wciąż śni mi się ten sam sen;
wciąż śni mi się mój zgon; gdy przymykam martwe powieki, budzę się przerażona
wciąż śni mi się ten sam sen;
gdy nagle w pamięć wbija się ból;
wypełnia mnie, jest dookoła, wlewając się ustami do płuc

gdy nagle w pamięć wbija się nieludzki wrzask; ten sam ton ześlizguje się po moim języku ilekroć otwieram oczy, gdy ciało, wygięte w nieludzkim bólu, sztywne i obolałe z cierpienia błaga o rychły zgon
wciąż pamiętam wpatrujące się we mnie oczy;
błękitne w kolorze poranku, łagodne i smutne, szklane i obiecujące spokój
bursztynowe, płomieniste, rozbawione i przesycone zadowoleniem,
odbijające wdzięcznie płomienie oblizujące moje ciało

budzi mnie nadludzki strach;
budzi mnie mój własny wrzask
budzi mnie moja dusza, wyjąca w agonii
budzi mnie moje serce, zastygające w bezruchu
budzi mnie moje ciało, sztywne z bólu
budzi mnie widok rozbawionych oczu odbijających mój ból
budzi mnie widok spokojnego smutku i obietnicy spokoju
budzi mnie nadludzki strach, który spędza z powiek sen


boże, boję się, po raz pierwszy w życiu
boże, boję się





czy wypełnił się mój czas?

czwartek, 12 stycznia 2012

lenis stella crudelitas




to kilka prostych etapów;
najpierw z ust wypływają mi słowa i znaczenia; z oczu wylewa się dusza, a serce powoli, spokojnie, wypompowuje resztkę człowieczeństwa. dłońmi delikatnie zdrapuję warstwy ludzkich snów i koszmarów, wyplątuje z włosów wisielców i strzepuje z ud samobójców.
gdy zobaczę błękitną biel skóry, żyły koloru burzowego nieba, pulsujące w rytm oddechu, zamykam oczy.
to kilka prostych etapów;
otwierając na nowo oczy, jestem ślepa;
poznaję każdy gest i każdy tik, obserwuję ruch twojego ciała, przyglądając się ustom i oczom, obserwując twoje pulsujące serce i płynące w powietrzu dłonie
otwierając na nowo usta, jestem niema;
słucham każdego słowa, jakie ześlizguje się z twojego języka, odczytując jego treść i formę, lawirując w konstrukcji wersów i przekazów
słucham nowego języka, ucząc się jego reguł i jego praw, brzmienia, podstawiając obrazy jakie wyświetlają się w twoich oczach
to kilka prostych etapów;
oblekam się na nowo pyłem twojej osobowości, tworząc z ciebie nowe ciało niebieskie na mojej orbicie, wytwarzam pole grawitacyjne zależne od twojego.
na tym etapie rozpruwam swoją klatkę piersiową ukazując wszechświat mojej duszy;
ten ostatni etap jest dla ciebie etapem wyroku;
bowiem albo zginiesz, lub przeżyjesz
ten ostatni etap jest dla mnie etapem wyroku;
bowiem
albo moje okrucieństwo przegna do reszty człowieczeństwo
albo moje człowieczeństwo stłumi moje okrucieństwo
stałam się łagodną gwiazdą okrucieństwa

lecz reguły gry się zmieniły;
nie mam żadnych skrupułów
złap za skrzydła, przygnieć do ziemi
rozerwę cię na strzępy
wzbij w powietrze, a oboje zdobędziemy królestwo niebieskie


środa, 11 stycznia 2012

DARK/LIGHT



w praktyce, niewiele może mnie zranić.
w praktyce, jestem niezniszczalna i nietykalna, życie wraz z siłą we mnie kotłuje się żyłami i pulsuje wraz z sercem.
w praktyce, jestem w stanie znieść wszystko;
zniosę obelgi i wyzwiska, zniosę publiczne szkalowanie;
nie wywrze na mnie wrażenia wykrzywiona grymasem zawiści twarz ludu o wielu oczach i wielu krzyczących głośno ustach. w milczeniu i chłodnej pogardzie przejdę przez tłum, dźgana, wyszydzana i wytykana palcami; to trwa już tysiąclecia, zdążyłam zamknąć swe uszy i oczy na tak nędzne widoki.
zniosę płomienie i lód, zniosę wodę wlewającą się wraz z powietrzem do mych płuc. zniosę wszystko, i nic nie poruszy mych ust, nic nie zamknie mi na wieki oczu, nic nie zmąci rysów mojej twarzy. pozostanę niezmieniona, niczym wyrzeźbiona z marmuru.
lecz gdy znajdę się poza zasięgiem ludzkich dłoni, oczu, gdy wiatr nie zdoła im przynieść dźwięku z mojego gardła, upadnę, skulona i opluta, sina na ciele i umyśle, o oczach wypłukanych z duszy. mój ból będzie niewyobrażalny, nieludzki i nie do zniesienia, przekraczający męki wielu;
będę ten ból nosić do końca mojego życia, aż nie zgasnę wraz z bogiem i armią potępieńców i świętych, aż nie nastąpi kres świata;
ból jest częścią mnie, głęboko w samym centrum mnie; na nim ukształtowała się moja dusza, stał się szkieletem dla umysłu; nic go nie pokona, i nic nie pokona mnie
stał się mym wyrokiem śmierci i mym wskrzeszeniem, wbitym w serce sztyletem i zwróconą duszą
jest błękitną melodią snów o niekończącym się niebie, o srebrnych i rubinowych ptakach
ilekroć przez ludzkim wzrokiem ukryje mnie mrok, tylekroć odważę się bezgłośnie wyć, płakać bez łez;
blada i złamana, sama w rozpaczy, będę wstrząsana jak epileptyczka rozpaczą;
bowiem smutek można obserwować, rozumieć jego przyczynę i uszanować jego głębię płynnego srebra, które przepala tkanki, rozpuszcza kości i żyłami gna do serca, do duszy;
w smutku jest się zawsze absolutnie samym, nawet w ramionach drugiej istoty, czułej na nasz ból; w smutku jest się równie samotnym, jak samotnym jest ptak na niebie
nawet lecąc w stadzie, jego skrzydła nie dotykają innych, są na wyłączność nieba

środa, 4 stycznia 2012

**************


nadszedł mrok, między zaciśniętymi zębami i wbitymi w dłonie paznokciami;
nadszedł mrok, jaśniejszy aniżeli poranek dla mych oczu
nadeszła noc, ukochana