sobota, 21 kwietnia 2012

lose your soul


w mroku plączą się ciała i cienie, zapach miesza się z dymem sączącym się chodnikami; to był bardzo długi dzień, a noc będzie dłuższa, niemalże nieskończona;
nagle, znów jest dzień, poranek atakuje jak szczenię; zapalczywie i tak niefrasobliwie
uwierz mi, znam to doskonale;
usta zdrętwiałe od milczenia i przełyk palący żywym ogniem od ogromu wypalonych papierosów spłukiwanych wódką, żołądek skurczony i wyjałowiony kwasem, ciało sztywne i zastygłe w dumnej prostej postawie
uwierz, znam to doskonale
wiem, jak smakuje noc, która dłuży się niemiłosiernie, gdy topisz się w pościeli, grzebiąc sam ze sobą, dusząc i łapiąc za serce, za gardło
znam smak poranków, znam smak kawy której jedynymi towarzyszami jest cisza w domu, huk samochodów na ulicy i dym snujący się między palcami
wiem, jak smakuje dzień, znam hałas tysięcy gardeł szepczących, krzyczących, płaczących na ulicy
widzę desperację ludzi których samotność wykańcza, powoli zabija co dnia; życzliwi i mili, gorzcy i uprzejmi, cuchną strachem i opłukanym rano pośpiesznie ciałem
gotowi są rzucić w każde ramiona które są choć odrobinę ciepłe i na nich otwarte
wzbudzają we mnie obrzydzenie; ich słabość, żałość wzbudzają mój gniew i bunt - budzi się we mnie litościwy morderca, gotowa jestem zakończyć ich życie schludnie, szybko i bez śladu
to akt miłosierdzia, nie zbrodnia
i nagle znów jest poranek, znów ruszam przed siebie
i nagle znów jest poranek, znów jestem na ulicy wśród zaspanych ludzi, wyrwanych z objęć miłości 
i nagle znów jest poranek, znów z uśmiechem palę papierosa wśród zaspanych, smutnych ludzi
i nagle znów jest poranek, znów mam wszystko pod kontrolą
mój ból odchodzi wraz z nocą, skowycząc chowa się wraz z księżycem
moje serce zamarzło, podobnie jak dusza
stałam się czarująca i spokojna, pełna wdzięku i zmysłowości
zgodziłam się na wszystko, co definiuje moje życie; samotność i ostateczność,
budzę się co rano, oblizując usta zjadam resztki snów
budzę się co rano, wpatrując w sufit z rzęs zrzucam nocne obrazy
wiem, jak bardzo nie pasuję rano do tła; mój makijaż jest perfekcyjny, złote włosy lśnią, ubrania czyste, wyprasowane, dłonie trzymające tlącego się papierosa są zadbane a lakier nie odpryska
wiem, jak bardzo nie pasuję rano do tła; wychodzę spokojnym krokiem, z twarzą alabastrową, mimiką zastygłą, z przyzwyczajenia, okuta w czerń, dym i perfumy
wiem, jak się uśmiechasz gdy obserwujesz przemykającą mnie między budynkami, szklanymi domami, ukrytą za okularami, 
wiem, że będziesz miał dobry dzień, postarałam się o to
wiem, że będzie to dobry dzień
bonjour, la bel aujourd'hui



a gdy nadejdzie noc i wrzask, który rósł w głowach cały dzień napoimy się wódką i tabletkami
a rano znów nas nagle zaatakuje, jak szczeniak, domagający się uwagi


nie szkodzi, wszystko w porządku, nic się nie stało
nic mnie nie zatrzyma, nikt mnie nie powstrzyma
to moja prywatna tragedia i prywatna walka
nie szkodzi, wszystko w porządku, nic się nie stało
przez noc zdążyłam wyrzygać wszystko, cicho, wraz z krwią
nie szkodzi, wszystko w porządku, nic się nie stało
póki biegnę, jest dobrze



 




środa, 18 kwietnia 2012

bonsoir, mon ami, mourir tranquillement




nie mam sił. tak po prostu, nie mam już sił;
nie jest mi z tego powodu przykro czy smutno; trwam, niewzruszenie, wciąż i wciąż
zdołam postawić następny i miliard kolejnych kroków;
zdołam wypowiedzieć następne i miliard kolejnych słów;
zdołam zrobić to i miliard kolejnych rzeczy;

tylko po prostu, nie mam sił, 
tak najzwyczajniej w świecie,
nie mam sił





nie mam sił słuchać tych łez i tego jęku, 
nie mam sił patrzeć na tę żałość i słabość
nie mam sił się litować i cierpieć solidarnie
nie mam sił, brzydzi mnie to, mam tego dosyć

moja empatia jest ograniczona, łatwa do wykorzystania pośrednio
nieskończone jej pokłady mam dla nocnego nieba
moja empatia jest praktycznie na wykończeniu
na tej cieniutkiej granicy z irytacją
na tej ostatecznej linii, gdzie moje współczucie przeradza się w zimny mord

wtorek, 17 kwietnia 2012

i promise, u don't wake up




tak naprawdę, brak ci odwagi;
nie zdobyłbyś się aby nagle wstać i ruszyć przed siebie, rzucić wszystko i iść, byleby przed siebie. ogranicza cię milion wszelkiego.
mimo wszystko, to tylko brak ci odwagi. to zrozumiałe i wytłumaczalne, tak ludzie i normalne. nie mam o to żalu; rozczula mnie, że cokolwiek w tobie takiego jest. nie wymagam, nie narzucam, nie egzekwuję;
ja tylko proponuję
pozwól się złapać za dłoń;
coś w tobie jest, niewytłumaczalne, uśpione, zaduszone i przytłumione
pozwól się złapać za dłoń; poprowadzę cię
coś w tobie jest, niewytłumaczalne, co obudzę

(nie zdołasz mnie tym zniszczyć, przetrwałam wieki czegoś o wiele gorszego)

pokażę ci prawdziwy mrok,
ukażę białe oblicze strachu, jego drobną postać i słabe dłonie
pokażę ci prawdziwy blask,
jego oślepiającą postać pełną bieli i cichego śpiewu
poprowadzę cię przez noc i dzień,
aż do nieskończoności
ukażę ci prawdziwą ludzkość, jej ohydę i piękno

obiecuję zachować twą duszę, serce, ciało
ochronię cię, przysięgam
tylko musisz mi zaufać, otworzyć oczy i mocno złapać za rękę
a pokażę ci coś, czego nie da się opisać słowami
musisz mi tylko zaufać


sobota, 14 kwietnia 2012

lioness; loneliness






to moja osobista tragedia; to coś, czego nie zna tysiące


poznałam biel miliardów moich spowiedników,
ta biel najbardziej mi pasuje - tylko ona przyjmuje cierpliwie moją spowiedź,
bez słowa skargi i bez słowa wyrzutu czy sprzeciwu

zdaję sobie sprawę z tego, jakim potworem się stałam;
w nieskończoność maski nie zdołam trzymać

lecz przedstawienie wciąż i wciąż trwa

lecz, merci siłom wyższym
nikt tego nigdy nie odkryje, prędzej zdechnę aniżeli się przyznam;
spłonę w święconej wodzie, w poranku, w jego bieli i świetle
spłonę w nocy, przeklętej i przerażającej, w jej mroku i ciszy






nie pisane mi zbawienie, pisana mi zguba
nie pisane mi uświęcenie, pisana mi potępienie
nie pisany mi spokój; przepowiedziano mi wieczne poszukiwanie,
bez kompasu serca i duszy


pisana mi zguba, pisany mi ból, pisane mi łzy
pisane mi zwycięstwo,


pisane mi zwycięstwo
okupione ceną wszelkiego

wtorek, 10 kwietnia 2012

hell; it suits u well



nigdy nie zawrócę; zawszę będę widzieć moją przeszłość
nie pragnę już walki; porzuciłam dziki pęd
ja się odnalazłam; ty zaś, zgubiłeś się mój miły


paradoksalnie, nie mam na celu zniszczenia cię, ubliżenia czy też potępienia;
sam sobie to fundujesz, na własne, prywatne, może nie do końca świadome życzenie
nie ma zbawienia, nie ma wybawienia
pozostało tylko zdecydowanie

idziesz w dół,
idziesz w górę
pełzniesz w dół
pełzniesz w górę




okupisz to tym samym miliardem gorzkich łez
okupisz to tym samym bólem
okupisz to tą samą rozpaczą
okupisz to tą samą radością
















mnie nic nie powstrzyma, ja już zdołałam odbić się od ziemi,
teraz kołuję, nad kolejną zdobyczą, nad kolejnym triumfem, nad kolejnym zwycięstwem
ty zaś pełzasz w tym samym bagnie, skarbie


to fakt obiektywny; spadłeś na najbrudniejsze dno
to fakt obiektywny; na własne życzenie
to fakt obiektywny;




odcięłam się, z goryczą patrzę na to
odcięłam się, odżywam
odcięłam się; ty, niestety, zdychasz, na własne życzenie
odcięłam się; czeka mnie niebo
odcięłam się; czeka cie piekło, na twe własne życzenie

piątek, 6 kwietnia 2012

citylullaby



to wykracza poza cokolwiek; jest większe aniżeli wszechświat i o wiele bardziej skupione, aniżeli jakakolwiek gwiazda-pulsuje własnym rytmem, pulsując rytmem mojego oddechu i serca, oddechu milionowych miast i miliardów śpiących ludzi.
stało się bytem niematerialnym, okalającym wszystko szczelną powłoką, zasnuwając niczym dymem wszystko, co jest w zasięgu wzroku, ukrywając szczyty budynków i wszelkie toksyny, które sączy pomarańczowe światło latarni;
ukryło szarość i ukryło deszcz,
ukryło słońce i oślepiający blask

jest po prostu nagle spokojnie,
tak nagle wszystko jest na swoim miejscu

i wydaje się, że tak jest od zawsze
i wydaje się, że ten chaos jest oddzielony szklaną ścianą
i jest tak po prostu, dobrze, spokojnie, bezpiecznie






i nic mnie już nie powstrzyma
i nikt mnie już nie zatrzyma